Nic na siłę, czyli o dobrej współpracy

O tym, jak dobrze mieć osobistego asystenta przekonałem się już nie raz. Dla kogoś, kto nie może poruszać się samodzielnie to po prostu alternatywa dla siedzenia w czterech ścianach. A przy okazji sposób na odciążenie rodziny i załatwienie wielu spraw. Jednak dla mnie to przede wszystkim możliwość spotykania się ze znajomymi, z którymi sporo imprezowałem przed wypadkiem.
Jestem Robert. Niedługo stuknie mi trzydziestka. Jeszcze pięć lat temu żyłem pełnią życia i prawdę mówiąc niewiele myślałem o przyszłości. Lubiłem się dobrze zabawić. Imprezowanie było moim sposobem na życie. Jak to się mówi miałem bogate życie towarzyskie i uczuciowe. Mniejsza o szczegóły.
Aż pewnego pięknego dnia nagle to się skończyło. W wypadku na motorze straciłem obie nogi i czucie w lewej stronie ciała. Ale lekarze powiedzieli, że i tak miałem szczęście. Żyję. Musiałem sobie wszystko poukładać na nowo. W jednym się nie zmieniłem. Wciąż lubię być wśród znajomych, choć ich grono po wypadku dziwnie się zmniejszyło.
Kiedy tylko mogę staram się wyskoczyć na miasto. Raczej nie zapraszam nikogo do siebie, bo siedzenie w domu mnie przygnębia. Dzięki asystentowi osobistemu mogę żyć namiastką poprzedniego życia, chodzić do klubów, na koncerty i tak dalej. Krzysiek, mój asystent z Fundacji Sowelo, dobrze się sprawdza w tej roli.
Choć na ostatniej imprezie zaiskrzyło między nami. Spotkaliśmy się z częścią mojej starej ekipy i naprawdę świetnie się bawiliśmy. Jednak w pewnym momencie Krzysiek powiedział, że powinnyśmy się zbierać. Wkurzyło mnie to! Widział, że dobrze się bawię, a przecież nie mam na to zbyt wielu okazji. Co go więc ugryzło?! Nie mogłem zrozumieć, że nie chce mi poświęcić trochę więcej czasu. Tak wtedy myślałem.
Trochę wtedy wypiłem, więc doszło między nami do krótkiego spięcia. Krzysiek stwierdził, że czas jego asysty się skończył i on wraca do domu. Powiedziałem, że zostaję, a odwiezie mnie któryś z kumpli. Tak się rozstaliśmy.
Następnego dnia inaczej spojrzałem na całą sytuację z poprzedniego wieczoru. Wiem, że w mojej umowie z asystentem Fundacji Sowelo jest ściśle określona liczba godzin współpracy. Nie można jej przekraczać. I nie mogę oczekiwać od asystenta, żeby został dłużej. Jeśli zechce, to jedynie z dobrej woli, bo nikt mu za to nie zapłaci. No chyba, że ja, ale wtedy o tym nie pomyślałem. Zresztą wcale nie musiałby się na to zgodzić.
Nie brałem też pod uwagę, że Krzysiek może już być zmęczony, ma coś do załatwienia, albo po prostu nie chce już dłużej z nami siedzieć. Albo cokolwiek innego. W tamtym momencie myślałem tylko o sobie. Zrobiło mi się strasznie głupio. Wieczorem zadzwoniłem do Krzyśka. Przeprosiłem go i wszystko sobie wyjaśniliśmy.
Znowu jest moim skrzydłowym podczas wypadów na miasto.
Przedstawiane treści wyrażają poglądy realizatora projektu i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Samorządu Województwa Wielkopolskiego.
Treść powstała w ramach Projektu: „Ty druha we mnie masz!” finansowanego ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych będących w dyspozycji Samorządu Województwa Wielkopolskiego w 2025 roku.


Projekt współfinansowany ze środków ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych będących w dyspozycji Samorządu Województwa Wielkopolskiego w 2025 roku